Te dni były magiczne.Wszędzie unosił się zapach mandarynek i cytrusowych świec, które tak bardzo lubię. Diamentowy śnieg prószył za oknem, pozostawiając na moim parapecie swoje delikatne płatki o idealnym kształcie. Można by im pozazdrościć. Filiżanka w reniferki z gorącym kakaem, które tak ponętnie parowało, przyciągała dogłębnie mój wzrok. Wszystkie detale były bezbłędnie dobrane. Dookoła czuć było zimę. Ale nie taką, która straszy mrozem, wręcz przyjemną, która miała w sobie coś magicznego i nieznanego. Mogłabym godzinami siedzieć na parapecie i podziwiać całe otoczenie, zaczarowane przez jej potęgę.
Przychodzi czasem taki dzień, że nie wiesz kompletnie co masz ze sobą zrobić. Każdy ma o coś pretensje, albo coś jak zwykle nie idzie po twojej myśli. Denerwujesz się, palce robią się lodowate, a twoje dłonie roztrzęsione. Czekasz i czekasz, a energia Cię roznosi. Nie umiesz usiedzieć na miejscu. Marzniesz, choć w twoim pokoju powietrze jest strasznie duszne. Nie wiesz jak możesz sobie ulżyć. Zawsze pomagały spacery z psem i głośną muzyką w słuchawkach, która docierała do każdego fragmentu twojego ciała. A teraz? Nie mogę nic zrobić zamknięta w pokoju, gdzie wszyscy obserwują każdy mój, nawet najmniejszy ruch. Nie mogę pozwolić sobie na chwilę słabości, wykrzyczeć wszystko co mnie kiedykolwiek dotknęło, czy rozpłakać się jak małe dziecko z powodu utraty ulubionej zabawki. Jak mam sobie pomóc opanować te wszystkie targające mną sprzeczne emocje? Ale czy zawsze muszę nakazywać sobie, żeby to wszystko w sobie stłumić? Przecież nie jestem idealna i nigdy nie będę, nie każcie mi taką być. Chcę być wolna, zbuntowana, nie zawsze tak silna jak powinnam. Chcę się uczyć na własnych błędach i otaczać ludźmi, do których mam zaufanie, nie tymi, którzy wydają się odpowiedni. Nie chcę być traktowana jak małe dziecko, które nie umie sobie dać samemu rady. Oczekuję przecież tylko trochę wolności, by zasmakować życia, jego trudów i ciężkich wyboru, których będzie kazało mi dokonać.